Zamów sesję

Powrót

14 grudnia 2019

Fotogeniczność - co to w ogóle jest?

Gdy rozpoczynam sesję fotograficzną, najczęstszym powitaniem, które słyszę jest: „ale ja jestem bardzo niefotogeniczna”. Często słyszę też, że osoby nie lubią siebie na zdjęciach, a jedynymi, które akceptują, są takie z zaskoczenia, bez ich wiedzy.  Już nie reaguję na to, tylko się uśmiecham i żartuje, że to w zasadzie norma, że prawie wszyscy tak mają, więc nie ma problemu.

Co to właściwie jest, fotogeniczność?

Odpowiedź nasuwa się zwykle jedna, jest to „ładne wychodzenie na zdjęciach” , ale co to oznacza? Czy to, że można fotografię tą umieścić na okładce kolorowego czasopisma i nikt by nie zorientował się, że to nie aktorka czy modelka?  A może to, że wyglądamy lepiej niż jak patrzymy na siebie w lustrze? A może wtedy jesteśmy fotogeniczne, gdy mamy pięknie zrobioną, wystylizowaną fryzurę i perfekcyjny makijaż, zakrywający to, co powinno być przykryte, a uwydatniające to, co piękne? Według moich wieloletnich obserwacji, każdy jest na swój sposób fotogeniczny. Każdy człowiek jest różny, ma różny owal twarzy, kształt ust, oczu, wielkość nosa, uszu…itd., i kanony piękna nie mają nic z tym wspólnego. Gdy patrzymy na portret i czujemy, że do nas w jakiś dziwnie przyjemny sposób „przemawia , to znaczy, że w oczach widzimy coś bardzo naturalnego, prawdziwego, twarz jest rozluźniona i bije z niej jakaś pozytywna energia. I to jest właśnie fotogeniczność, tak trudno osiągalna.  Bardzo często  mamy w głowie obraz siebie idealnej. Widząc obiektyw, koniecznie chcemy to odtworzyć, więc zaczynamy kombinować. Zaciskamy usta, bo przecież zęby są krzywe i nie może absolutnie być ich widać, nawet jak się uśmiechamy; przymrużamy oczy, bo wydaje się nam, że wtedy jesteśmy takie powabne z nutką tajemnicy, no i oczywiście koniecznie twarz musi wyglądać szczupło z uwydatnionymi kośćmi policzkowymi, więc słynny „dzióbek” jest absolutnym wymogiem.

A kluczem do tej jakże nieosiągalnej fotogeniczności jest naturalność, i bijący z oczu blask, opowiadający jakąś historię o nas. Czy mówimy o swoim smutku, wzruszeniu, cierpieniu, radości czy szczęściu. Jeśli jesteśmy naturalni w tych emocjach, to jesteśmy fotogeniczni.

Gdy osoba przychodzi do mnie na sesję, najpierw rozmawiamy, poznajemy się, musze mieć chwilę, żeby poznać jej naturalną mimikę. Przyglądam się jej, gdy mówi o czymś radosnym, potem smutnym. Gdy nic nie mówi, patrzy w okno, gdy zastanawia się… I wtedy wiem, do czego mam dążyć podczas sesji. Do tej jej zwyczajnej naturalności. Niestety nie jest wcale łatwe, ponieważ zwykle nie wiemy, jak bardzo się kontrolujemy. To tak jakby obiektyw włączał jakiś przycisk uruchamiający w nas zaciski szczęk, robienie dzióbka, i ucieczkę od siebie takim, jakim się jest.  

Moją rolą jest wtedy wyłączyć ten przycisk. Spowodować, aby osoba fotografowana czuła się   bezpiecznie w sobie, w swoim naturalnym stanie. Uchwycić to, co pod szczękościskiem i dziubkiem, zaciśniętym uśmiechem i „miną” strojoną do aparatu.  Uchwycić to, co jest naturalną prawdą tej osoby. I to jest właśnie fotogeniczność.